2014-06-13

Nine Inch Nails w Spodku, 10.06.2014

Potrzebowałem 36 godzin żeby ochłonąć po wtorkowym koncercie Nine Inch Nails na tyle by napisać cokolwiek obiektywnego. Tak więc krótka relacja dla tych, których w Spodku zabrakło.


Support - Cold Cave. Muzycznie coś między Depeszami a naszym lokalnym Tesla Power. Na żywo wrażenie zrobili dość słabe. Pierwsza połowa seta bardzo monotonna, utwory "na jedno kopyto" prawie nie do odróżnienia jeden od drugiego, tym bardziej że zupełnie nie dało się zrozumieć słów. Pod koniec się rozkręcili, niestety trochę za późno by porwać publiczność. Wokalista się męczył, brakuje mu tembru odpowiedniego do śpiewu w takich rejestrach jakie sobie upatrzył. Na nagraniach to ogarnęli, na żywo było słabiej. Oni zagrali, my poklaskali, tyle w temacie.

A co zrobili NIN? Miazgę, ot co. Muzycznie całkowita rozwałka. Grali w podstawowym, czteroosobowym składzie. Set rewelacyjny, bardzo wyrównany stosunek rock / elektronika. Oprawa wizualna bije się w mojej głowie o pierwsze miejsce z zeszłorocznym koncertem Rammstein na Bemowie. 

Całokształt był dla mnie złotym środkiem między koncertami Beside You In Time oraz Tension. Z tego pierwszego energia i surowizna, z drugiego oprawa wizualna. Jakbym na siłę chciał się do czegoś przyczepić to akustyka przez pierwsze trzy numery - perkusja była trochę za głośno względem wokalu. Ale w porównaniu z przekazanym ładunkiem emocjonalnym jest to pierdnięcie komara, tak naprawdę nie warte wzmianki. 

Organizacyjnie wszystko zapięte na ostatni guzik. Impreza miała zacząć się o 20. Zaczęła się o 20. NIN miało grać od 21. Punkt 21 zaczęli. Idzie zachód, oj idzie :-)

Na pozytywny całokształt wycieczki złożyło się też fajne towarzystwo w autku, sympatyczni kolesie zapoznaniu w kolejce do bramek i na sektorze oraz duża wyrozumiałość ochrony i katowickich patroli Policji :-)

Ogólnie wyjazd oceniam na "więcej!"/10.

Dla nieobecnych na pocieszenie takie cudo:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz