2014-07-14

Crowdfunding, suknia koktajlowa i ból dupy.

Istnieje na Facebooku strona Idę na koncert kumpli - płacę za wejściówkę. Jeśli tutaj zawędrowałeś prawdopodobnie jest ci już znana. Jeśli jednak nie, to przybliżę pokrótce. Jest to dyżurny dostawca sensacji oraz ulubiony katalizator codziennego bólu dupy polskiej społeczności muzyków-amatorów pretendujących do miana profesjonalistów. Albo krócej - strona stworzona dla mnie ;-)

Ale wracając do tematu - dnia dzisiejszego na stronie opublikowano taki post:




Do szczęśliwców wolnych od Facebooka, którzy prawdopodobnie nie są w stanie zobaczyć powyższego kawałka treści - "Idę na koncert kumpli - płacę za wejściówkę" pisze...
"Polska śpiewaczka odnosi sukcesy za granicą, a nasze Państwo pokazuje środkowy palec!"
...i zamieszcza link:
Najpierw kontra do bólu dupy autorów strony - na czym dokładnie polega pokazanie środkowego palca przez nasze państwo w tym konkretnym przypadku? Artystka szuka mecenatu w sektorze prywatnym. Co prawda świat opery jest mi tak samo bliski jak koncepcja klaskania na dwa bliska jest Słowianom, niemniej nie przyszłoby mi do głowy dopatrywać się czegoś zdrożnego w funkcjonowaniu państwa tylko dlatego, że artysta próbuje szukać pomocy w realizacji swoich celów i marzeń poza jego strukturami.

Jestem niemal pewien, że jeszcze do niedawna funkcjonowało pojęcie "mecenas sztuki" - zdaje się, że słyszałem o tym w szkole podstawowej. Być może w dzisiejszych czasach pojęcie to straciło trochę na aktualności, być może nawet zostało zapomniane przez lwią część społeczeństwa. Dlatego zaproponuję nową nazwę, być może bliższą współczesnemu społeczeństwu zinformatyzowanemu - "crowdfunding sztuki".

Zasada działania? Ktoś ma coś do zaoferowania jednak brakuje mu funduszy. Crowdfunding - jak kiedyś mecenat - pozwala takiej osobie na realizację przedsięwzięcia jeśli tylko zostanie ono uznane przez wystarczającą ilość ludzi przy kasie za warte wsparcia. Swoistym przykładem crowdfundingu jest prośba przedstawiciela lokalnej fauny miejskiej o 2zł na "bułkę". Jeśli uznam, że jego pomysł usunięcia swojej szczerbatej buźki z mojej przestrzeni osobistej jest wart wsparcia finansowego, zyskujemy obaj - on jest 50gr bliżej swojej "bułki", ja znów jestem najintensywniej pachnącym obiektem w moim najbliższym otoczeniu.

Być może problemem jest tutaj całkowita abstrakcja pojęcia mecenatu w światku muzyków-amatorów (czyt. autorów posta), bo przecież by go skutecznie szukać trzeba być NAPRAWDĘ wybitnym artystą. Takim, który wchodzi do pokoju i nawet osoby widzące go pierwszy raz w życiu nie mają wątpliwości z kim mają do czynienia. I umówmy się - nie mówię tu o ekstrawagancji ubioru, egzotyce aparycji, woni potu zmieszanego z bukietem czerwonego Jasia Wędrowniczka czy ogólnej zajebistości wynikającej z prostego faktu grania na czterech strunach, których sumaryczna długość mniej więcej odpowiada odwodowi w pasie samego grającego. Mówię tu o swoistej aurze promieniującej wokół wybitnych jednostek. Każdy, kto miał okazję przebywać choć parę minut w towarzystwie takiej osoby - niekoniecznie artysty - wie doskonale o czym mówię. Ale dość o tym. Przejdźmy do samej prośby pani Anny, tak naprawdę głównej bohaterki całego tego bałaganu.

Pani Ania zainwestowała już dość sporo własnych pieniędzy w swoją karierę muzyczną. Niestety nie jest to inwestycja tania, szuka więc sponsora. W zamian oferuje mniej lub bardziej wymierne korzyści - nie będę się zbyt mocno zagłębiał. Dość powiedzieć, że na liście nie ma nic szczególnie kontrowersyjnego, można własnoocznie przekonać się klikając tutaj.

Co natomiast zwróciło moją uwagę to lista poniesionych i koniecznych do poniesienia wydatków, wśród których wymieniono dwie suknie koncertowe oraz jedną suknię koktajlową (?) w imię godnego reprezentowania Polski na znamienitej imprezie międzynarodowej rangi, w ramach której pani Ania wykona dwa występy i weźmie udział w jednym uroczystym bankiecie. Jak zdążyłem już wspomnieć w poprzednich akapitach specyfika opery jest mi znana niemal tak samo jak stan radosnej euforii jest znany kibicom piłkarskiej reprezentacji Brazylii AD 2014. Możliwe, że nowa kreacja na każdy występ jest w tym światku czymś najzupełniej normalnym i niepotrzebnie zabieram tutaj głos. Niemniej podejrzewam, że jak każdy profesjonalista wykonujący swoją pracę przez dziesięć lat z okładem, pani Ania ma już w swoim posiadaniu przynajmniej kilka egzemplarzy odzieży roboczej, czyt. sukni koncertowych. Przecież nawet moja skromna osoba grając już dziesięć lat z okładem dorobiła się trzech fajnych t-shirtów, dwóch par butów i dwóch par spodni, a gdzie mi tam do profesjonalnych muzyków operowych.

Może suknie już przez panią Anię posiadane nie przystają do rangi wydarzenia? Wstrzymam się od dalszych uszczypliwości, salony są mi obce a w operach zamontowano progi zdecydowanie zbyt wysokie dla mojej sprawności motoryczno-poznawczej. Chciałbym natomiast w tym miejscu wystosować petycję do ciebie, mój drogi czytelniku, o wsparcie finansowe celem zakupu świeżej koszulki przed każdym koncertem, który zagram w przyszłości w województwie ościennym. Jak nikt inny pragnę godnie reprezentować nasze jedyne i niepowtarzalne województwo lubuskie ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz